„Sleepy Freda”, czyli o wyższości jakości nad ilością.
Pewnie zastanawiacie się, skąd taki tytuł. I kto to jest Freda i jaki ma związek z jakością. Otóż tytuł ten przyśnił mi się wczoraj w nocy. Chyba walczyłam z jakimś wirusem chcącym za wszelką cenę mnie zmóc, ponieważ sen był o walce, nie byle jakiej, bo długiej i ciężkiej – walce o perfekcyjną wymowę angielską. To był sen-reminiscencja. Otóż faktycznie, studiując na I roku Kolegium Nauczycielskiego postanowiłyśmy z koleżanką, że do sesji letniej nauczymy się wymowy-ona amerykańskiej, ja -brytyjskiej w sposób najbardziej zbliżony do ideału. W moim przypadku na cel wzięłam oczywiście RP czyli Received Pronunciation- język Królowej. Grunt to zawsze mierzyć wysoko;) Przez pół roku dzień w dzień siadałam przy magnetofonie (kto w odpowiednim wieku, ten pamięta) i wraz z kasetą powtarzałam słowa, wierszyki i krótkie, śmieszne zdania. Miałam książkę- skarb; English Pronunciatoion Illustrated Johna Trim. No i tam właśnie była bohaterka mojego tytułu: „Sleepy Freda, seeks size six slippers to fit her feet”. Wierszyki były tam przeróżne, każdy opatrzony zabawną ilustracją, był też taki wierszyk: :”Maud is walking on the lawn. Paul is crawling along a wall. Maud warns Paul: ‚You’ll fall!’ ‚Not at all!’ retorts Paul”. Uczyło się ich z ogromną przyjemnością, śmiechem, który rekompensował długie godziny wytężonej pracy… i bolącej żuchwy. Tak, tak, tylko dobrze mówiący po angielsku uczeń doświadcza bolącej żuchwy. Język angielski wymaga od nas bowiem używania o wiele większej ilości mięśni twarzy, niż w języku polskim. Właśnie te wszystkie długie głoski, typu „seeks”, „sleep”, czy te zaokrąglone jak w „Maud”, „fall”, wymagają od naszych mięśni ciągłej pracy. A my, nauczyciele, wymowy musimy bezwzględnie uczyć od najmłodszych lat! Nie koncentrować się na ilości nowych słów, ale na jakości ich wymawiania i odpowiedniego łączenia ich w zdaniach.
Kiedyś w jednym z przedszkoli odprowadzałam po zajęciach dzieci do sali, a tu pani Dyrektor zdziwiona minami maluchów pyta, dlaczego dzieci tak się dziwnie uśmiechają, szczerząc ząbki. Wyjaśniłam, że właśnie ćwiczyliśmy trochę wymowy kolorów, pokazałam na zieloną ścianę i po angielsku poprosiłam dzieci, aby powiedziały kolor. Nagle wszystkie na cały regulator szczerząc perełki wykrzyknęły: Greeeeeeen! Sukces osiągnięty. Na całe życie zapamiętają, że w green musi być dłużej, a nie tak jak „bin” -i o to właśnie chodzi, by w nauczaniu nie stawiać na ilość słówek, ale na absolutnie prawidłową wymowę. Kiedy widzę książki dla dzieci, typu „angielskie słówka” z wymową rozpisaną po polsku krew mnie zalewa. Dlaczego zawsze piszą tam, że „cat” wymawia się „ket”? Takie wydania nadają się aby je wyrzucić do … „bin” ( … pamiętajmy, oczywiście, że jest tu krótkie „i”).
Zachęcam do poćwiczenia przytoczonych zdań-wierszyków. Poczujcie moc! Żuchwy, ma się rozumieć 😉
Anna Rattenbury
22 stycznia 2015 r.
Dodaj komentarz