Blog

MamaSapiens

Blog z przemyśleniami dla mam. Wszystko o zdrowym rozsądku, co odnosi się do wychowania, żywienia, nauczania dzieci

Blek frajdej czyli o tym, że prawidłowa wymowa angielska ma jednak znaczenie!

W okolicach „Czarnego Piątku”, które od kilku lat zagościło na naszym rynku sprzedaży roi się od reklam, w których miłe głosy ogłaszają specjalne promocje, niewiarygodnie niskie ceny i fantastyczne wyprzedaże. Szkoda, że wyrażenie przyjęło  się w oryginale, a nie zostało jednak przetłumaczone na język polski.  Myślę , że wielu anglistom, a mnie na pewno oszczędziłoby to istnego skrętu kiszek kiedy słychać kaleczone „black” i ciężkie, polskie, rolowane „R” w słowie „Friday”. Doprawdy, jeśli stacja radiowa, czy kanał telewizyjny nie stać na konsultację językową to lepiej nie używać angielskiego w ogóle.  Osobiście proponuję zakazać używania obcych słów w reklamach. Jak potem  jako nauczyciel mam wytłumaczyć uczniowi jak oprawnie mówi się „black” i że w wymowie brytyjskiej prawie nie słychać „r”. Akurat jeśli chodzi o głoskę w słowie „black”, a dokładnie zapisane w transkrypcji fonetycznej  w ten spoósb/ꬱ/-oznacza coś pomiędzy polskim „a”, oraz „e”, ale nie jest ani jedną ani drugą, a zarazem obiema naraz. Ta sama głoska występuje w słowach takich jak: cat, fat, rat, mat, quack, rack, itd., itp. Oczywiście, że się czepiam, ale od tego jestem lingwistą i w dodatku nauczycielem małych dzieci, u których błędy zakorzenione są nie do „odkręcenia”. Najprawdopodobniej maluch zawsze będzie mówił /blek/, a nie /blꬱk/.  W dodatku, jeśli później będzie miał pecha i trafi  na -od razu przepraszam za wyrażenie-niedouczonego anglistę, który też będzie mówił z błędami to katastrofa murowana! Iluż to nauczycieli bowiem błędnie uczy dzieci, np. w pierwszych klasach podstawówki?  Sami przeszli ten sam system-  marnej podstawówki, marnego w gruncie rzeczy liceum, marnej uczelni czegoś tam i czegoś tam, przy okazji też anglistyki i efekt jest jaki jest! Fakt, faktem, że podręczniki do nauki języka angielskiego są z roku na rok coraz gorsze, często redagowane przez… znów-  marnych anglistów-teoretyków, którzy często całkiem przypadkiem otrzymują zadanie zredagowania podręcznika, a nie mają zupełnie doświadczenia w pracy z prawdziwymi dziećmi. Już nie wspomnę, że z reguły podręczniki te są nudne, przepełnione zupełnie nieadekwatnym słownictwem, koncentrujące się na gramatyce, i strukturach językowych  bez zastosowania ich w praktyce, w ciekawych dla dziecka ćwiczeniach językowych, piosenkach, czy projektach. Zeszyty ćwiczeń wołają o pomstę do nieba, pełne są  zadań uwsteczniających i  bezsensownych, odtwórczych, a czasem wręcz głupich. Właściwie można byłoby powiedzieć, że nauczanie języka angielskiego w polskiej szkole, od podstawówki po liceum jest czysto teoretyczne i stąd później taka fatalna wymowa i kompletny brak woli dążenia za ideałem. Zresztą niestety nauczanie języka w przedszkolu, w systemie państwowym jest w opłakanym stanie, ponieważ z braku nauczycieli dzieci mają zajęcia z osobami, które angielskiego prawie nie znają. Rynek jednak od razu stworzył makabrycznie niedopracowane multimedialne programy nauczania, w których nauczyciel ma tylko za zadanie powiedzieć: „start”, a to można przecież powiedzieć też po polsku. Dzieci na zajęciach zatem siedzą przed ekranem i gapią się na pacynki, czyli przysłuchują się- nie ma mowy o tworzeniu języka, a mówieniu, spontanicznym śpiewaniu, odpowiadaniu, podejmowaniu interakcji językowych. Potem w szkole ekran zastępuje podręcznik i tablica, niech nawet będzie multimedialna- nie ma to żadnego znaczenia. Dzieci siedzą w ławkach skierowanych na nauczyciela i tablicę. Nie ma mowy o pracy w parach, grupach, o tworzeniu języka. Jest tylko odtwarzanie i nuda, nuda, nuda. Bardzo nieliczni nauczyciele ma na tyle energii i samozaparcia, aby uczyć inaczej, w sposób komunikatywny. Dla nas, właścicieli szkół językowych to właściwie świetny system,  bo dzieci bardzo mało wynoszą ze szkoły, tak więc na naszych kursach dopiero mogą rozwinąć skrzydła. No tylko, chyba mnie o to chodzi w systemie nauczania.  Bo właśnie chodzi o jakość, jak mówił Philip Dormer Stanhope- angielski polityk i pisarz w XVIII wieku:  „Cokolwiek jest warte zrobienia, warto jest zrobić dobrze” .

 

23. listopada 2017 by Ania
| Leave a comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*